Magnus Myst
Tłumaczenie: Bartosz Nowacki
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Polecają: Kasia Sosnowicz i Majka w oparach
To nie jest zwykła książka – to istne literackie szaleństwo! Diabelsko fajne i wciągające! Wasze dzieciaki, a także i Wy będziecie się przy niej bawić wyśmienicie. No, chyba że… zostaniecie w jej lochach uwięzieni na zawsze!
Intrygująco jest już od pierwszych stron, gdy dowiadujemy się, że:
– po pierwsze, książka ta marzy, aby stać się naprawdę złą książką – będzie zatem przeklinać (na szczęście umiarkowanie i w miarę „kulturalnie” 😉 ), manipulować czytelnikiem, rozkazywać mu, czasem zmuszać do kłamstwa, drwić sobie z niego, opowiadać historie np. o puszczaniu bąków i przede wszystkim straszyć;
– po drugie, jej czytanie wcale nie jest takie proste i nie odbywa się po kolei strona po stronie – trzeba rozwiązywać zagadki, czytać między wierszami i być naprawdę czujnym, żeby przejść dalej i dotrzeć do zakończenia;
– po trzecie w końcu, będziemy mieć towarzysza lektury w postaci niejakiego Ciemniaka, który niestety podczas czytania poległ na całej linii i został uwięziony w lochach „Złej książki” – i ten punkt robi się tym bardziej przerażający, gdy uświadomimy sobie, że i nam może się to przydarzyć!
Brzmi nieźle, prawda? Bo to faktycznie jest niezła i przede wszystkim bardzo oryginalna książeczka – i dla tych mniej wyrośniętych (i raczej mniej strachliwych, w wieku około 3 klasy podstawówki), i większych (nastolatki na pewno nią nie pogardzą), i tych największych (gwarantuję Wam, że takiego wariackiego straszno-śmiesznego czytadełka jeszcze nie mieliście w rękach).
W trakcie lektury „Mała zła książka” rozmawia z czytelnikiem, a raczej nawija jak najęta, wskazując mu właściwą drogę, ale też często wyprowadzając go w pole. Musicie być zatem czujni i nie zawsze ufać temu, co wygaduje. W przeciwnym razie czeka Was nerwowe kartkowanie, wałkowanie pozornie prostego zadania od początku i zachodzenie w głowę, gdzie do jasnej ciasnej popełniliście błąd. Atmosferę podsyca wspomniany już zabłąkany Ciemniak, który co jakiś czas wtrąca się w fabułę i domaga uwolnienia z lochów tej arcyciekawej książeczki i który pełni tu funkcję straszydła ku przestrodze. Jest zabawnie (ja co rusz wybuchałam śmiechem), ekscytująco i pracowicie (trzeba ruszyć mózgownicą), czasem hipnotyzująco (uwaga na oko!), a czasem nawet niesmacznie (bąki, wymiociny i te sprawy). Całości dopełniają piękne, ale i mroczne ilustracje, których naprawdę można się przestraszyć.
Ogromne brawa należą się polskiemu tłumaczowi, który świetnie zachował klimat książeczki i który pewnie trochę przy robocie się napocił, bo domyślam się, że przekładanie takiego krnąbrnego i pyskatego tekstu do najłatwiejszych nie należy.
Jeśli Wasi młodociani nie przepadają za czytaniem, podsuńcie im „Małą złą książkę”. Trochę ich szelma zepsuje i sponiewiera po drodze, ale na pewno zaintryguje i na bank sprawi, że po książki będą sięgać chętniej.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy wydawnictwu Prószyński i S-ka.