Cichoborek

Urszula Stokłosa
Wydawnictwo: JanKa
Poleca Kasia Sosnowicz

Uwielbiam takie historie! Niby smutne, szarobure, ale podskórnie tętniące życiem. Koniecznie wybierzcie się do Cichoborka. Ta opowieść warta jest nawet zarwania nocy.

W Cichoborku życie płynie w sennym rytmie. Czasem tylko zbudzi mieszkańców wiadomość o pozamałżeńskiej ciąży, kolejnych podbojach łóżkowych miejscowej panny do towarzystwa lub o czyjejś śmierci. Prawdziwej adrenaliny raczej tu nie znajdziecie. Do tej małej, niczym niewyróżniającej się wsi na południu Polski przyjeżdża Justyna. Chce zapomnieć o wielkiej rodzinnej tragedii i odnaleźć spokój. Opieka nad schorowaną staruszką wydaje się w tej sytuacji zajęciem idealnym…

Jestem zła! Okrutnie! Bo jak to możliwe, że takie książki jak „Cichoborek” leżą gdzieś z boku cichutko, nikomu się nie narzucając, gdy tymczasem powieści badziewiaste, bez polotu, ładu i składu rozpychają się łokciami i − co gorsza − są zachwalane pod niebiosa? Wiem, że z debiutami różnie bywa, że czasem lepiej sięgnąć po popularne nazwisko. Apeluję jednak: nie bójcie się ryzykować! A nuż trafi Wam się taka literacka perełka jak ta Urszuli Stokłosy. Jestem dumna, że moja krajanka (autorka urodziła się w Żywcu) stworzyła tak porywającą, cierpką i delikatną zarazem opowieść. I mam ogromną nadzieję, że na „Cichoborku” nie poprzestanie − żal byłoby zmarnować tak wyjątkowy talent.

Choć debiutancka książka Stokłosy na pierwszy rzut oka przypomina zbiór opowiadań, tworzy spójną całość, i tak też się ją czyta. Elementem wiążącym wszystkie opowieści jest Cichoborek, a także Justyna – młoda kobieta, która przyjeżdża tu w poszukiwaniu sensu życia. Razem z nią krok po kroku poznajemy mieszkańców tej z pozoru zwykłej wioski. Przyglądamy się milczącemu Pawłowi, którego porzuciła żona, zdeterminowanej, atrakcyjnej Wioletce, która na swoje marzenia postanowiła zarobić ciałem. Jesteśmy świadkami wielokrotnych tragedii smutnej Tereski i równie nieszczęśliwej Doroty, którą codzienność spycha w coraz ciemniejszą otchłań. Słyszymy myśli proboszcza Kazimierza od lat walczącego z sumieniem, a także Marzeny – żony i podwójnej matki, która tak jak ksiądz ma swoją tajemnicę. Przechadzamy się poszarpanymi wiejskimi ścieżynami, zaglądamy w brudne okna, zaciągamy się czarnym dymem z kominów i odszczekujemy ujadającym psom. Czasem nawet spotkamy błąkającą się duszę, która znalazła się gdzieś pomiędzy życiem a śmiercią. Choć wszystko w Cichoborku śmierdzi zgnilizną i nawet błękit nieba przytłacza, jest w tym miejscu jakaś magiczna energia, która sprawia, że chcemy tu wracać.

„Cichoborek” to opowieść o najzwyklejszej codzienności – czasem podłej, szaroburej, zdominowanej przez kłamstwa i uwikłanej w tajemnice, ale też… dodającej skrzydeł. Jeśli uważniej przyjrzycie się niektórym bohaterom, odnajdziecie w ich oczach rodzący się blask, pewność siebie, poczucie własnej wartości, niezależność. I ogarnie Was niewysłowiona radość, by to Wy, jako czytelnicy, będziecie świadkami tej cichej, ale jakże znaczącej metamorfozy. A może i Was losy mieszkańców Cichoborka odmienią?

Urzekła mnie ta historia i sposób, w jaki Stokłosa operuje słowem. Jej styl z jednej strony jest szorstki, drapiący, trochę męski, z drugiej zaś pełen emocji i niewypowiedzianych wzruszeń. Wtrącane gdzieniegdzie regionalizmy, a także wyborny humor dodają mu kolorów i sprawiają, że jeszcze mocniej przywiązujemy się do bohaterów.

Kawał zachwycającej literatury. Nie pozwólcie jej leżeć cichutko!

Serdecznie dziękuję Kindze z Przeczytane. Napisane za to, że zadbała, abym nie przeszła obojętnie obok tej książki. I gratuluję bardzo udanego patronatu!       

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *