Anna Fryczkowska
Wydawnictwo: Świat Książki
Poleca Kasia Sosnowicz
Czytanie tej opowieści jest jak lot balonem. Powoli unosisz się nad ziemią, czujesz wiatr we włosach i wolność w każdym nerwie. Towarzyszy Ci ekscytacja, ale i strach przed nieznanym. Radość i jednocześnie dojmująca tęsknota w różnych odcieniach smutku, bo tuż obok Twoich stóp przycupnęły demony przeszłości. Kto przeżył wiele, podobno wiele jeszcze potrafi znieść.
Taka jest magia cyrku. Trochę zasłaniania, trochę świecidełek, trochę mamienia oczu, dużo radości. Radości najwięcej. (…) Życie jest tak trudne i niepewne, że może właśnie to ma znaczenie: dobrze się bawić i dać się bawić innym.
Gdy po wojennej zawierusze do rodzinnego Mdzewa powraca jedna z córek Razików, rodzice są przekonani, że z tej dziewczyny już nic dobrego nie będzie. Do czasu, aż w wiosce pojawia się Franciszek – sponiewierany przez Niemców cyrkowy atleta. Między kruchą Marianną a siłaczem rodzi się wyjątkowa więź. Razem ruszają w artystyczną tułaczkę, by jako Marisse i Arnoldo Boticellisse nieść radość rodakom doświadczonym przez wojnę.
Nigdy wcześniej nie słyszałam o Mariannie Razik i myślę, że nie jestem jedyna. A to niezwykle barwna postać, niczym nasycony kolorami motyl, choć jej życie było także naznaczone bólem, niespełnieniem i morderczą pogonią za marzeniami.
Powojenne losy urokliwej cyrkówki i jej męża atlety Anna Fryczkowska opisała z typową dla siebie uważnością i czułością, choć powieść absolutnie nie jest ckliwa. Miłośnicy pióra tej wrażliwej na drugiego człowieka pisarki wiedzą, że w research, a potem komponowanie liter, wkłada nie tylko ogrom wysiłku, lecz także – może to zabrzmi banalnie – sporą część swojej duszy. Dało się to mocno odczuć w „Równonocy” i teraz w „Cyrkówce Mariannie”, choć na pewno ta ostatnia nie wiązała się z aż tak wielkim kosztem emocjonalnym jak historia tragicznie zaginionych chłopców.
Najnowsza powieść Fryczkowskiej to malownicza, niezwykle plastyczna opowieść o kobiecej sile i uporze w wyjątkowo niesprzyjających czasach. Marianna łamała stereotypy, robiąc rzeczy, na które inne kobiety pewnie by się nie odważyły. Zarażała radością, trochę naiwną ufnością do świata i miłością do sztuki, nie tylko cyrkowej. Była pełna kontrastów. Zbudowana z uśmiechu i po cichu wypłakiwanych łez, z odwagi i strachu przed rozczarowaniem Najświętszej Mateńki, z nadziei i beznadziei, bo przecież los w młodości nie obszedł się z nią łaskawie. Podziwiana przez publiczność, kolorowa dziwaczka, żona atlety, dziewczyna z jabłonki.
Tworząc opowieść o Mariannie, Fryczkowska mocno weszła w klimat, zwłaszcza na poziomie językowym. Naprzemienna narracja – pierwszo- i trzecioosobowa – z autentycznymi fragmentami z gazet, artykułów, opisów obrazów czy zapisków głównej bohaterki nadają fabule wyjątkowej dynamiki, a z powieści czynią wiarygodne źródło wiedzy o cyrkowym życiu małżeństwa Razików. Podczas lektury często ma się wrażenie, jakby się słuchało, nie czytało, i to historii snutej z przejęciem, emocjonalnością, takiej, którą człowiek ma ochotę wykrzyczeć, wyśpiewać, wyrecytować. Z zapisanych przez Fryczkowską słów powstała poruszająca i porywająca opowieść o powojennej Polsce, pogoni za marzeniami i szczęściem oraz próbie uporania się – na różne sposoby – z tym, co zakorzeniło się w człowieku.
„Cyrkówka Marianna” to jedna z piękniejszych powieści przeczytanych przeze mnie w tym roku. Nieodkładalna, wspaniała pod każdym względem. Jestem pod ogromnym wrażeniem!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Autorce oraz wydawnictwu Świat Książki.