Jakub Małecki
Wydawnictwo: Sine Qua Non
Poleca: Kasia Sosnowicz
Od kilku dni jestem rozDYGOTana. Jak to możliwe, że do tej pory nie sięgnęłam po żadną książkę Jakuba Małeckiego? Powieść, o której Wam dzisiaj opowiem, zrobiła na mnie piorunujące wrażenie! Przepięknie napisana historia „bezbarwnego” Wiktora jeszcze długo będzie grać w mojej duszy.
Nad rodziną Jana Łabendowicza zawisła klątwa rzucona przez Niemkę uciekającą przed Armią Czerwoną. Mężczyzna odmówił kobiecie pomocy, w zamian za to los obdarzył go synem o skórze i włosach białych jak śnieg. Na wsi pełnej przesądów i uprzedzeń „bezbarwny” chłopak nie ma łatwego życia.
Z klątwą mierzy się także małżeństwo Heleny i Bronka Geldów. Zgodnie z przepowiednią złośliwej Cyganki ich córka zostaje ciężko poparzona. Dziewczynce udaje się przeżyć, ale od tej pory wśród lokalnej społeczności wzbudza niezdrową ciekawość, a czasem wręcz obrzydzenie.
Od czasów wojny do współczesności. Ścieżki tych dwóch naznaczonych rodzin w pewnym momencie połączą się, a okrutny los znów sobie z nich zadrwi. Czy mimo piętna odmienności i krążącego nad głowami fatum zaznają choć odrobiny szczęścia?
Większość z Was doskonale zna Jakuba Małeckiego i niektórzy zapewne niejedną jego powieść mają już za sobą. Jeśli jednak są tu tacy, którzy z twórczością tego autora jeszcze nie zdążyli się zaprzyjaźnić, gorąco zachęcam, by jak najszybciej zmienili ten smutny stan rzeczy. Drodzy moi, tracicie naprawdę wiele (tak jak ja do tej pory). Małecki to według mnie absolutny literacki geniusz! Aż nie chce się wierzyć, że ten młody człowiek potrafi pisać z tak ogromnym ładunkiem emocjonalnym, a przede wszystkim stylem, który – co tu dużo mówić – wywołuje egzystencjalny dygot. Ostatni raz coś podobnego dopadło mnie, gdy lata temu czytałam Tokarczukowy „Prawiek”. Szczerze mówiąc, nie sądziłam, że kiedyś to jeszcze poczuję.
„Dygot” to powieść wielowymiarowa, do głębi poruszająca, obnażająca wszystkie niedoskonałości ludzkiej egzystencji i ułomności człowieczej natury. Z jednej strony udowadnia, że przed przeznaczeniem nie da się uciec, z drugiej zaś doskonale pokazuje, w jaki sposób zmieniamy nasz los w samospełniającą się przepowiednię. Strach, słabości, obsesje, niespełnione namiętności − wszystko to zostawia w naszej duszy trwały ślad. Małecki zadaje ważne pytania, między innymi o wolną wolę. Czy człowiek faktycznie jest jak maszyna? Czy nie ma prawa głosu? Czy jego zachowanie i życiowe wybory są tylko sumą rzeczy, które mniej lub bardziej na niego oddziałują? I gdzie w tym wszystkim jest Bóg? Czy to możliwe, że jest tylko złośliwym starcem, który co chwila śmieje się nam w twarz? Jedno w tym wszystkim jest pewne: nie każdą winę można odkupić, a za złe uczynki prędzej czy później spotka nas kara. Życie bowiem „zatacza koło, (…) musi zatoczyć koło, inaczej się nie da. Ty siałeś krzywdę i krzywdę teraz zbierasz”.
Zarówno historia mierzącego się z albinizmem „bezbarwnego” Wiktora, jak i oszpeconej przez ogień Emilii dotyka ponadto problemu życia z piętnem odmienności. I choć czasy, w których wydarzyła się ta historia, dawno są już za nami, a z ust co chwila padają wzniosłe słowa o tolerancji i akceptacji drugiego człowieka, przesłanie powieści jest nadal aktualne. Bo wszystko, co wymyka się z ram, w pierwszym odruchu wciąż jest trudne do zaakceptowania, a przynajmniej wzbudza w człowieku niezdrową ciekawość – i raczej to się nie zmieni, nawet za sto lat.
Powieść Małeckiego nie jest łatwa w odbiorze i moim zdaniem nie każdy jest w stanie udźwignąć jej ciężar. Pełno w niej bolesnych kontrastów, okrutnego realizmu i nieustannego boksowania się z przeznaczeniem. Nieliczne chwile szczęścia, których jesteśmy świadkami, pojawiają się jakby za mgłą – rozmyte, ulotne, trudne do zapamiętania. Giną w morzu beznadziei i smutnej refleksji nad życiem. Jednak mimo ciężkiego tematu i momentami plującej mrokiem gęstej atmosfery książkę czyta się rewelacyjnie. Oszczędny, surowy i bardzo dosadny styl Małeckiego ma w sobie jednocześnie coś z magii, poezji, pięknego snu. Podczas lektury niejednokrotnie odpływałam w zupełnie inny wymiar, wyraźnie czując, że jestem częścią tej historii. I równie często jak jej bohaterów dopadał mnie tytułowy dygot…
„Dygot” Jakuba Małeckiego to rozszarpująca na strzępy, nieszablonowa opowieść o sensie ludzkiego istnienia. Z solidną dawką niepokoju i wymownym zakończeniem. Ogromny plus za piękną, hipnotyzującą okładkę.
Ocena: 10/10