Remigiusz Mróz
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Poleca: Kasia Sosnowicz
Nie jestem najwierniejszą fanką Remigiusza Mroza, nie rzucam się na jego książki z obłędem w oczach. Po pierwszych częściach serii z Chyłką i „Behawioryście” przestałam nadążać za wydawniczą machiną i coraz częściej kręciłam nosem. Na „Hashtag” jednak dałam się namówić. I wiecie co? Wcale nie żałuję!
Tesa to otyła, zakompleksiona i aspołeczna młoda kobieta. Wraz z mężem uwiła bezpieczne gniazdko, które opuszcza bardzo niechętnie. Pewnego dnia jednak zostaje do tego zmuszona, ponieważ do paczkomatu dostarczono dla niej tajemniczą przesyłkę opatrzoną hashtagiem apsyda. Wkrótce po jej odebraniu Tesa odkrywa, że ten sam hashtag zamieszczają w mediach społecznościowych inne osoby. Problem jednak w tym, że są to ludzie od dawna uznani za zaginionych, a niektórzy nawet – za zmarłych. Czy to jakaś perfidna gra, czy faktycznie osoby te żyją i próbują skontaktować się ze światem? Zanim Tesa odkryje prawdę, będzie musiała zmierzyć się z bolesnymi wydarzeniami z przeszłości…
Od jakiegoś czasu czytelniczy światek bardzo wyraźnie dzieli się na entuzjastów Remigiusza Mroza, którzy zachwycają się każdą jego książką, oraz maruderów, którzy do jego powieści mają stosunek lekceważący (choć niektórzy z nich wcześniej źle ich nie oceniali). Ci ostatni zazwyczaj wytykają autorowi zabójcze tempo pisania, które ich zdaniem zdecydowanie negatywnie wpływa na jakość kolejnych pozycji. Czego by o Mrozie nie mówić, jedno uczciwie wszyscy muszą przyznać: zawsze ustawiają się do niego kilometrowe kolejki, co mnie akurat ogromnie cieszy, bo to znak, że Polacy jednak czytają (i to wcale niemało, biorąc pod uwagę liczbę wydanych przez Remigiusza Mroza powieści). Poza tym to naprawdę bardzo sympatyczny człowiek, który do każdego czytelnika, nawet tego marudzącego, zwraca się z ogromnym szacunkiem. I z takim właśnie szacunkiem oraz bez uprzedzeń postanowiłam i ja podejść do jego najnowszej powieści. Na jej korzyść przemawiał fakt, że od dawna żadnej książki autora nie miałam w rękach, nie byłam zatem przesiąknięta jego frazą i sposobem budowania napięcia.
„Hashtag” okazał się bardzo miłym zaskoczeniem i absolutnie nie żałuję, że się na niego skusiłam. Prosty, ale dość wyrazisty język oraz dynamiczne (z małymi wyjątkami) tempo sprawiają, że czyta się go błyskawicznie. Fabuła jest mocno zakręcona i pełno w niej pułapek, w które bez problemu wpadamy, dając się nabrać jak dziecko – i w tym właśnie cały jej urok! Lekturze towarzyszy spore napięcie i przede wszystkim ogromna ciekawość, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi. Finał jest mocno zaskakujący, z efektem „wow!” na czele i dosyć pogmatwanymi, dla mnie nie końca przekonującymi, motywami głównego winowajcy. Nie zmienia to jednak faktu, że całość trzyma się kupy i jest naprawdę wciągającą, intrygującą zagadką.
Bardzo ciekawą postacią jest główna bohaterka, czyli Tesa. To właśnie z jej perspektywy śledzimy część wydarzeń. Zastosowana przez Mroza pierwszoosobowa narracja sprawdziła się tu idealnie, choć na pewno była dla autora nie lada wyzwaniem. Bez problemu jednak, a co najważniejsze − bardzo wiarygodnie, udało mu się przeniknąć umysł młodej, sfrustrowanej i zakompleksionej kobiety, która z dnia na dzień popada w coraz większy obłęd i sama już nie wie, co jest prawdą, a co tylko wymysłem jej wyobraźni. Podobnie zresztą czuje się czytelnik co rusz zaskakiwany nowymi niespodziankami.
„Hashtag” to przyjemnie i szybko czytający się thriller psychologiczny – idealny na wakacyjny relaks (no, chyba że nie lubicie się bać). Kibicuję autorowi, a wszystkich maruderów zapewniam – to prawda, że warto czasem dać drugą szansę!
Aha, jeszcze jedno – podczas lektury raczej nie korzystajcie z Twittera 😉
Ocena: 8/10
PS Za egzemplarz do recenzji dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.