Jedyne marzenie (tom 2)

Małgorzata Garkowska
Wydawnictwo Flow 2024

Małgorzata Garkowska przyzwyczaiła mnie do powieści pozostawiających po sobie ogrom refleksji, wyróżniających się ciekawymi bohaterami i poruszającym tłem historycznym. Czy „Jedyne marzenie” dołączyło do moich ulubionych historii?

Czytanie autorki, którą bardzo lubię i cenię, bywa dla mnie piekielnie nieznośne, ponieważ mam wówczas o lekturze pewne wyobrażenie i ciężko mi przyjąć do wiadomości, że może się ono nie ziścić. Tymczasem plany ulubionej pisarki na nową powieść mogą być zupełnie inne niż moje oczekiwania. Szanuję to, choć ubolewam, że „Jedyne marzenie”, a zwłaszcza pierwsza połowa książki, jest inne niż poprzednie powieści tej bez wątpienia utalentowanej autorki.

Najnowsza historia opowiedziana przez Garkowską, podobnie jak „Jedyny walc”, mocno skręca w stronę romansu, ale tym razem z dość oszczędnym tłem historycznym. Bohaterowie są nad wyraz kochliwi, skaczą z kwiatka na kwiatek, raniąc uczucia innych, a autorka nie szczędzi nam miłosnych uniesień – opisywanych co prawda z wyczuciem, ale w takiej ilości dla mnie męczących. Za dużo romansu w romansie, jeśli wiecie, o co mi chodzi. To rzecz jasna nie musi być wadą, o ile czytelnik lubuje się w tym typie literatury i sam romans, bez mocnego tła historycznego, w zupełności mu wystarcza.

Sporą zagwozdką była dla mnie główna bohaterka. Tatiana podejmuje dość dziwaczne decyzje, kieruje się niezrozumiałą dla mnie motywacją, przez co staje się tak zaskakująca, że aż momentami mało wiarygodna. Czasem miałam wrażenie, że gna przed siebie niczym rozpędzony pociąg i tak się w tym zatraca, że przestaje logicznie myśleć, co więcej – czuje zupełnie inaczej, niż przewiduje psychologia. To oczywiście nie musi jej przekreślać, wszak ludzie są różni, różnie reagują na przykład na traumę, a „Jedyne marzenie” jest przecież fikcją. Mnie ta postać nie przekonuje, ale wiem, że znalazła wielbicieli wśród recenzentów.

U Garkowskiej pozostają niezmienne wrażliwość na drugiego człowieka, czułość w opisywaniu świata i sprawna polszczyzna, dzięki której pomimo fabularnych niedogodności przez „Jedyne marzenie” technicznie płynie się bez problemu. Nie zawsze jednak te elementy wystarczają, by uznać lekturę za satysfakcjonującą.

Zawsze, gdy piszę recenzję, w której kręcę nosem, odczuwam ogromny dyskomfort. Wiem bowiem, ile czasu, energii i uczuciowego zaangażowania wymaga od pisarza stworzenie powieści, z jakimi emocjami wiąże się wypatrywanie opinii. Przygotowanie książki do druku to także tytaniczna praca dla wydawnictwa, zwłaszcza takiego jak Flow, które czytelnikom oddaje egzemplarze dopieszczone graficznie (i tak jest również w tym przypadku).

Wciąż lubię pióro Małgorzaty Garkowskiej i mam nadzieję, że jeszcze nieraz będzie między nami literacka chemia.

*Egzemplarz we współpracy z Wydawnictwem Flow

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *