Karin Smirnoff
Tłumaczenie: Agata Teperek
Wydawnictwo Poznańskie
Na pierwszy rzut oka ta powieść może się wydawać nie do przebrnięcia, ponieważ oprócz kropki Karin Smirnoff nie używa innych znaków interpunkcyjnych. Za tą dziwaczną konstrukcją językową kryje się jednak naprawdę wciągająca, porażająca opowieść o próbie uwolnienia się od dziecięcej traumy i rozpaczliwym poszukiwaniu swojego miejsca. Drugi tom sagi rodziny Kippów zachwycił mnie prawie tak samo jak jego poprzednik.
Nie byłam miłością. Byłam uzależnieniem.
Jana i Bror wyruszają na północ, by pochować matkę. To ostatnia przysługa, jaką muszą jej wyświadczyć – potem czeka ich już życie bez potwora. Jak się okazuje, od przeszłości bardzo trudno się uwolnić, tym bardziej gdy wokół czyhają nowe niebezpieczeństwa.
Proza Smirnoff nie należy do najłatwiejszych. Wieje od niej chłodem, surowością wręcz, co autorka postanowiła podkreślić brakiem znaków interpunkcyjnych. Zanim czytelnik nauczy się odczytywać zwłaszcza dialogi, trochę czasu musi minąć, jeśli jednak nie podda się po kilku pierwszych stronach, odkryje w niej ogrom emocji, różnorakich tęsknot i bitew toczonych przez udręczonych życiem bohaterów. Rezygnacja ze znaków przestankowych, wielkich liter w przypadku nazw własnych, graficznego wydzielania dialogów, a także łączenie niektórych wyrazów z jednej strony wymagają od odbiorcy wyjątkowego skupienia, z drugiej zaś dają mu ogromną swobodę interpretacji. Niektóre zdania można odczytywać na kilka sposobów – nie od dziś przecież wiadomo, że przecinek zasadniczo zmienia treść przekazu.
„Jedziemy z matką na północ” to ciąg dalszy życiowych perypetii rodzeństwa Kippów – bliźniaków albinosów Jany i Brora. Dotkliwie naznaczeni przez naturę, na swoich barkach dźwigają rodzinny dramat, który w dzieciństwie zafundowali im bezuczuciowa aatka i despotyczny oociec (zapisy celowe). Smirnoff bez znieczulenia wrzuca nas w świat psychicznej przemocy, molestowania, uzależnień i permanentnego braku empatii. Co gorsza, w tym ciemnym tunelu ani przez chwilę nie widać światła – nawet jeśli bohaterowie bardzo próbują poradzić sobie z traumą, ich wysiłek zwykle nie przynosi rezultatów. Choć im samym może się wydawać, że znaleźli właściwą drogę. Jana rozpaczliwie szuka bliskości w skomplikowanej relacji z kuzynem, Bror oddaje się w ręce Wspólnoty, która pod płaszczykiem prawdy i wyzwolenia coraz mocniej zaciska na jego szyi pętlę. Z traumy nie można się wyleczyć, krzyczy z kart powieści szwedzka pisarka, i ten fakt jest przerażający.
Drugi tom sagi rodziny Kippów to mroczna opowieść o toksycznych relacjach, rozpaczliwej próbie zrozumienia najbliższych i wielkich rozczarowaniach. Przeszywająca chłodem i prowadząca do druzgocących wniosków. Końcówka moim zdaniem została przegadana, co nieco ostudziło mój entuzjazm, wciąż uważam jednak, że to bardzo wartościowa lektura – zwłaszcza dla amatorów niekonwencjonalnych rozwiązań konstrukcyjnych.
*Egzemplarz w ramach współpracy z Wydawnictwem Poznańskim