Martwa cisza (tom 1 z Tuvą Moodyson)

Will Dean
Tłumaczenie: Marta Komorowska
Wydawnictwo: Burda Książki
Poleca: Kasia Sosnowicz

Atmosfera rodem z Twin Peaks!. Gdy widzę taką zapowiedź na okładce, mój apetyt rośnie, a wraz z nim niestety wymagania. Ponieważ niejednokrotnie już byłam rozczarowana, tym razem postanowiłam podejść do niej z dystansem. I zdecydowanie wyszło mi to na zdrowie!

Głęboko w lesie, nieopodal niewielkiego szwedzkiego miasteczka, zostają znalezione zwłoki mężczyzny. Oprócz rany postrzałowej ciało ma jeszcze jeden znaczący ślad – jest pozbawione oczu. W identyczny sposób przed laty swoje ofiary traktował seryjny morderca, przez miejscowych nazywany Meduzą. Czy to możliwe, że powrócił? Do akcji wkracza szwedzka policja oraz zdeterminowana głucha dziennikarka Tuva Moodyson, dla której chwytliwy temat jest szansą na wyrwanie się z hermetycznej, zapadłej mieściny. Kobieta rozpoczyna grę z mordercą, narażając własne życie. Tymczasem w Gavrik ginie kolejny mężczyzna.

Ta powieść ma tak skrajne oceny, że można zwariować! Jedni piszą, że jest wspaniała, klimatyczna, nieodkładalna, drudzy – że nudna i szkoda czytać. Dobrze, że już od dawna ostrożnie podchodzę do powszechnej opinii, w przeciwnym razie prawdopodobnie uprzedziłabym się do tej książki. Zupełnie niepotrzebnie!

Moim zdaniem „Martwa cisza” daje radę. Nie jest może kryminalnym arcydziełem, po którym człowiek boi się wyjść z domu, ale wciąga, czaruje przeszywającym szwedzkim chłodem i przede wszystkim specyficznymi bohaterami. Znajdziecie tu dziwaków z krwi i kości: „nienawidzącego mięsożerców wojskowego w stanie spoczynku”, który – delikatnie mówiąc – jest nieco wyrywny, „podstarzałe siostrzyczki rzeźbiące z drewna demoniczne trolle z ludzkimi włosami i paznokciami”, tajemniczego ghostwritera, popapranego taksówkarza i parę bogaczy o dziwnych zwyczajach. No i oczywiście Tuvę Moodyson – głuchą (nie głuchoniemą) dziennikarkę. Ta ostatnia wyjątkowo daje się lubić i jest tak charakterna, że ciężko mi będzie o niej zapomnieć. To ona właśnie jest najmocniejszym atutem tej powieści. Cieszę się, że do kryminalnego towarzystwa dołączyła kolejna kobieta, która wie, czego chce, uparcie dąży do celu i nie boi się ryzykować, ale też jest wrażliwa i nieobojętna na ludzką krzywdę (choć rodzinne relacje ma nieco spaprane).

Dean bardzo dobrze sportretował kiszącą się we własnym sosie niewielką szwedzką społeczność, w której – jak to zwykle bywa – rządzą układy i układziki, dulszczyzna i niechęć do obcych. Na własnej skórze odczuje to Tuva, która nie dość, że będzie musiała rozwikłać zagadkę tajemniczych morderstw, to jeszcze przyjdzie jej stanąć oko w oko z niejednym szaleńcem.

Żeby jednak nie było aż tak różowo, pozwolę przemówić też ukrytej we mnie marudzie. Po pierwsze, atmosfera Twin Peaks – coś tam kiełkowało, coś było na rzeczy, ale to jeszcze nie to, kochany Panie Dean. Mam nadzieję, że w kolejnych tomach (będę niecierpliwie czekać!) rozwinie Pan skrzydła. Po drugie, zdecydowanie za szybko odkryłam, kto w tej historii jest spiritus movens. Nie zawadzało mi to jakoś specjalnie, ale wolałabym mimo wszystko nieco dłużej trwać w niepewności.

Dajcie szansę „Martwej ciszy”, bo ta powieść na to zasługuje (przynajmniej wyrobicie sobie własne zdanie). Liczę na to, że następne części dostaną u mnie więcej punktów, a tymczasem plusy głównie za wciągającą fabułę, barwnych bohaterów i sprawny język.

Ocena: 7/10

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Burda Książki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *