Maski pośmiertne (tom 1 z Davidem Redfernem)

Anna Rozenberg
Wydawnictwo: Czwarta Strona

Wiem, że nie jestem oryginalna, bo kilku recenzentów stwierdziło to przede mną, ale moim zdaniem to naprawdę jeden z ciekawszych kryminalnych debiutów tego roku. Autorka „Masek pośmiertnych” stworzyła bardzo klimatyczną opowieść rozgrywającą się w brytyjskim Woking.

W podlondyńskim miasteczku zostają znalezione zwłoki polskiej turystki. Jak się okazuje, przyleciała do Wielkiej Brytanii z mężem, ale ślad po nim zaginął. Tajemniczej śmierci kobiety przygląda się inspektor David Redfern, którego z Polską łączą więzy rodzinne. Zresztą on sam ma na sumieniu pociągnięcie za spust, w wyniku którego zginął jego partner zawodowy i najlepszy przyjaciel. Gdy przeszłość wraca jak bumerang, a sprawy coraz bardziej się komplikują, nie ma czasu na nieprzemyślane działania.

Gdy za pisanie kryminału zabiera się czterokrotna laureatka konkursu literackiego, a do tego osoba, która zawodowo wygładza cudze teksty, jest spora szansa, że poradzi sobie z tym wyzwaniem śpiewająco. Wszyscy wiemy, jak ważny jest sposób opowiadania historii ze zbrodnią w tle – zbyt powierzchowny nie pozwala jej na dłużej zagościć w naszej wyobraźni, z kolei nazbyt wydumany potrafi prawdziwie wymęczyć. U Anny Rozenberg zostało to idealnie wyważone. Moją uwagę podczas lektury „Masek pośmiertnych” zwróciły przede wszystkim niezwykła lekkość i malowniczość języka połączone z wiarygodnością świata przedstawionego i rzeczowością. To one właśnie od pierwszych stron umożliwiają pisarce nawiązanie nici porozumienia z czytelnikiem. 

Opowieść, przez którą prowadzi nas debiutująca autorka, jest wielowątkowa, ale przy tym naprawdę dopracowana. Nic nie jest tu dziełem przypadku ani bezsensowną próbą nabijania stron. Poszczególne elementy kryminalnej układanki są spójne i czytelnik uważny (czyli taki, który rozumie, co czyta, a w trakcie lektury nie myśli o niebieskich migdałach) bez problemu się w niej odnajdzie. Co więcej, będzie mu w tej opowieści bardzo wygodnie i swojsko. Usatysfakcjonowani będą nie tylko amatorzy rozwiązywania zagadek i pogoni za tajemniczym mordercą, lecz także miłośnicy historii. Rozenberg bowiem wplotła w „Maski pośmiertne” bardzo ciekawy wątek obozów przesiedleńczych w Wielkiej Brytanii po drugiej wojnie światowej. Wszystko to z wyczuciem i ogromną sympatią przyprawiła nastrojowym klimatem brytyjskiego Woking, w którym ma przyjemność budzić się codziennie rano. 

Inspektor David Redfern, czyli postać, która u Rozenberg gra pierwsze skrzypce, to typ samotnika, indywidualista, jakich mało, nieustępliwy policjant z polskimi korzeniami. Historia, której doświadczył w przeszłości, jest tak samo intrygująca jak morderstwo turystki, i mam nadzieję, że w kolejnych tomach (a wiem, że będą!) pisarka jeszcze do niej wróci. Redfern bez wątpienia jest postacią bardzo oryginalną, ponieważ nie do końca wpisuje się w schemat typowego śledczego, z drugiej strony jednak można w nim dostrzec ducha innych znanych protagonistów, jak choćby naszego rodzimego Bernarda Grossa stworzonego przez Roberta Małeckiego czy agenta FBI Johna Slade’a, który wyszedł spod pióra Klaudiusza Szymańczaka. Podobnie jak oni jest po męsku szorstki, ale jednocześnie niezwykle wrażliwy, a nawet skłonny – rzadko, bo rzadko – do porywów serca. Coś czuję, że Redfern stanie na podium ulubionych bohaterów wielu miłośników kryminalnych historii i zdecydowanie zagości tam na dłużej.

Oprócz tego, że „Maski…” to kawał solidnej powieści ze zbrodnią w tle, są one także poruszającą opowieścią o ludzkiej samotności. Zarówno Redfern, jak i jego koleżanka po fachu Linda to osoby, które żyjąc pośród tłumu, mają mocne poczucie wyobcowania, niedopasowania, niezrozumienia, czasem nawet w najbardziej prozaicznych kwestiach. Choć wiedzą, że samemu trudno uporać się z traumą, na pozór otwarci na drugiego człowieka otaczają się murem niedostępności, który jednocześnie ma im zapewnić nietykalność. Na szczęście są obok nich osoby, które będą próbowały ten mur zburzyć, a przynajmniej wydrapać w nim choćby mały prześwit.

„Maski pośmiertne” polecam Wam gorąco! Dla mnie są dowodem na to, że można debiutować z klasą i jednocześnie prawdziwym kryminalnym pazurem. Myślę, że historii opowiedzianej przez Annę Rozenberg nie powstydziliby się czołowi światowi pisarze.

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *