Na oceanie nie ma ciszy

Dominik Szczepański
Wydawnictwo: Agora SA
Poleca: Beata Gwoździńska

Zaczęło się zupełnie niewinnie. Jakiś drobny przekaz w wiadomościach kilka lat temu. Pomiędzy dużo ważniejsze informacje wciśnięta relacja, że Polak porwał się na ocean kajakiem. I że mu się udało i jest pierwszy. No fajnie, duma. Potem znowu jakiś wariat pokonał w kajaku trasę między kontynentami, ale tym razem w najszerszym miejscu Atlantyku, i jeszcze się okazało, że to ten sam oszołom co poprzednio. Potem wzmianka w National Geographic, jakiś nieduży artykuł przeczytany na fotelu u fryzjera, aż wreszcie spotkanie pasjonatów podróży i odkrywców w Agorze. I wtedy to już przepadłam. Choć spotkanie dotyczyło promocji nowej książki o Tonym Haliku, to jednak właśnie ten człowiek na chwilę przyćmił wszystko.

Aleksander Doba – podróżnik, odkrywca i chodząca na dwóch nogach elektrownia, która swoją energią mogłaby zasilać hektary miast. W lekki i przystępny sposób, obecnie najsłynniejszy na świecie kajakarz, opowiada o swoich wyprawach – nie tylko o tych przez ocean, ale i o krótszych spływach po Amazonce, po pięknym, a przy tym bardzo niebezpiecznym jeziorze Bajkał, a także o przeprawach przez polskie rzeki i szlakami na Bałtyku wzdłuż norweskich fiordów. Wszystkie opisane podróże odbył samotnie i żadna z nich nie była łatwa. Ile trzeba mieć siły, jak odporną psychikę oraz samozaparcie, by ruszyć w taki świat i stawiać opór nieokiełznanemu żywiołowi, to doprawdy nie mam pojęcia. Ale tę magiczną moc pasji, która go gna w odmęty mórz i oceanów, jestem w stanie zrozumieć. Oj, jak bardzo!
„O czym się myśli przez tyle samotnych dni? W trudnych dniach, gdy ciągle trzeba reagować na niekorzystny wiatr, byłem zajęty myśleniem, jak się zachować. A gdy pojawiały się usterki, to myślałem o nich. Kiedy nie musiałem patrzeć, w co wkładam wiosło, nic się nie psuło, a ocean był spokojny, to wspominałem swoje życie. Ale tak w ogóle to myślałem o wszystkim. O ludziach.”

To, co dla mnie – żeglarki i kajakarki-amatorki – było niezwykle cenne, to opowieści, ani trochę nie nudne, o tym, jak się czuje samotny podróżnik pośrodku wielkiego błękitu. Jak sobie radzi w małej łupinie wśród 5-metrowych fal, kiedy śpi, co je, ile godzin dziennie musi wiosłować. Czasami miałam wrażenie, że w tym kajaku siedzę razem z nim, tak to przeżywałam.
„Im dłużej jestem na oceanie, tym bardziej tęsknię za spotkaniami z ludźmi, żeby pogadać, nawet z kimś obcym, o byle czym, tęsknię za zwykłą rozmową, uściśnięciem ręki, uśmiechem do kogoś, nie tylko do ptaków i ryb. Tego mi brakowało. Ale nie na tyle, bym się złamał i przerwał wyprawę.”
Książka jako taka jest napisana dość przeciętnie, raczej lekko i bez szczególnej finezji. Na pewno wciągnie typowych miłośników podróży i tych, którzy mieli coś wspólnego ze spływami kajakowymi. Jednak wysoką ocenę dostaje przede wszystkim za bohatera!
„Zawsze zalecam ludziom, żeby nie bali się marzyć. Część marzeń zamieniali w plany, a potem je konsekwentnie realizowali. Dobrze się przygotowując.”
No jasne!

Ocena: 8/10

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *