Autor Nieznany.
Wydawnictwo PrimoLibro
Raz na jakiś czas intuicja czytelnicza całkiem mnie zawodzi. Tak się zdarzyło w przypadku „Nawiści”.
Gdy dostałam propozycję recenzji „Nawiści” Autora Nieznanego. (ta kropka jest tu celowo), odmówiłam – z braku czasu i nadmiaru zobowiązań, ale też z powodu kilku wątpliwości, które natychmiast zrodziły się w mojej głowie. Wszystko w tej książce na pierwszy rzut oka wydawało mi się dziwaczne: od tytułu przez autorstwo po okładkę – mocno nie w moim guście. I pewnie szybko bym o tym zapomniała, gdyby nie Kinga z Przeczytane.Napisane. To właśnie ona dała „Nawiści” szansę, a potem uznała ją za jedno z ciekawszych wydarzeń prozatorskich ubiegłego roku. Jeśli trochę mnie już znacie, wiecie, że z opinią Kingi bardzo się liczę. To jedna z tych blogerek i prawdziwych recenzentek, które mają doskonałe wyczucie i potrafią wynajdywać na rynku prawdziwe perełki wydawnicze. Uderzyłam się w pierś i czym prędzej pognałam do księgarni.
Oczywiście Kinga miała rację! „Nawiść” jest jak powiew świeżości wśród powielających utarte schematy opowieści, które od kilku lat wyjątkowo intensywną falą zalewają rynek. Autor Nieznany. sięga po dość ryzykowne środki wyrazu, widać jednak, że nie jest to bezmyślna brawura, a przemyślana i przede wszystkim starannie dopracowana strategia.
Lata temu w mądrym poradniku na temat warsztatu pisarskiego przeczytałam, że proste, krótkie zdania to największe ryzyko i jednocześnie grzech, jakie może popełnić autor powieści. Faktycznie, wielokrotnie trafiałam na książki miałkie, opowiedziane jakby od niechcenia, w których prostota języka była wręcz prostacka. Po zaledwie kilku zdaniach można było wyczuć, że dany pisarz niewiele ma do powiedzenia i zupełnie nie potrafi uruchomić wyobraźni własnej, a co za tym idzie – czytelnika. Autor „Nawiści” co prawda również sięga po krótkie, czasem nawet jednowyrazowe konstrukcje, ale robi to tak spektakularnie, że o miałkości absolutnie nie ma tu mowy. To, co wychodzi spod jego pióra, przypomina pełne dynamizmu pociągnięcia pędzlem – raz nasycone barwą, innym razem delikatnie rozmazane, ale wspólnie tworzące niezwykły metaforyczny obraz. Swoboda, z jaką gra słowem, uruchamiając z każdym kolejnym nowe ciągi skojarzeń, jest imponująca i czyni „Nawiść” bardzo bliską poezji. Tu nawet pozornie niewinny opis sunących po niebie chmur zmienia się w soczystą i wielowymiarową opowieść. Dlatego tę historię docenią przede wszystkim miłośnicy ukrytych znaczeń, lubiący – tak jak autor – bawić się tekstem i odczytywać go na różnych poziomach.
„Nawiść” to porywająca opowieść o czasach bardzo odległych, w których krew lała się strumieniami, bo do „negocjacji” zdecydowanie częściej używano pięści i topora niźli rzeczowych argumentów. To historia walecznych serc, w których honor, męstwo, ale też zgubna pycha tętniły wyjątkowo mocno, zwłaszcza gdy na ich drodze stawała niewiasta. To wreszcie proza nasycona magią, nieuchwytnością, choć jednocześnie dotykająca problemów jakże bliskich współczesności. Jest jedną z tych pozycji, w których nie tyle treść, co niezwykle interesująca i intrygująca forma gra pierwsze skrzypce.
Jestem pod ogromnym wrażeniem i czekam na więcej.