Skorpion

Krzysztof Wójcik
Wydawnictwo: Muza
Poleca: Kasia Sosnowicz

Przez prawie dziewięć lat był nieuchwytny dla milicji. Atakował głównie wieczorami lub bladym świtem. Brutalnie pozbawił życia dziewięć kobiet, jedenaście zrobił kalekami. Mowa o Pawle Tuchlinie, pseudonim „Skorpion” – jednym z najbardziej krwawych seryjnych morderców w historii polskiej kryminalistyki.

Powoli zapada zmierzch. Poboczem szosy idzie szczupły, wysoki mężczyzna w czapce przysłaniającej twarz. Nagle dostrzega nieznajomą kobiecą postać. Mocno podniecony prawie bezszelestnie skrada się w jej kierunku. Za paskiem ma schowany owinięty bandażem młotek – na wypadek gdyby ofiara nie chciała współpracować. Jego męskość już czuje, że to będzie udane polowanie. W końcu chwyta ofiarę za ramię i mówi, że będą się pieścić. Ona nie chce. Wyrywa się, próbuje krzyczeć. Koniecznie trzeba ją uciszyć. Kilka solidnych ciosów narzędziem i już się nie rusza. Czas zatem na prawdziwą zabawę…

Bardzo podobny scenariusz powtórzył się jeszcze kilkanaście razy, głównie w okolicach Trójmiasta. Niektórym ofiarom Pawła Tuchlina udało się przeżyć, do końca życia jednak pozostały kalekami i nie mogły wyjść z traumy. Choć „Skorpion” z biegiem czasu zaczął popełniać błędy i zostawiać coraz więcej śladów, wciąż grał milicji na nosie. Pewny siebie, nonszalancki, wiecznie niezaspokojony, w domu mąż i czuły ojciec. Jak to możliwe, że przez tyle czasu pozostawał nieuchwytny?

Reportaż (z elementami beletrystyki) Krzysztofa Wójcika to wciągające niczym dobry kryminał, rzetelne i wstrząsające źródło wiedzy o jednym z najbardziej przebiegłych i krwawych polskich seryjnych morderców. Poziomem nie odbiega od tak doskonałych pozycji jak „Bestia” Magdy Omilianowicz (o Leszku Pękalskim) czy „Kryptonim Frankenstein” Przemysława Semczuka (o Joachimie Knychale). Choć historie przestępstw Tuchlina są do siebie bliźniaczo podobne, ani przez chwilę nie wieje nudą − a to dzięki wyjątkowemu talentowi autora do budowania napięcia. To, co podczas lektury szczególnie rzuca się w oczy, to nieudolność ówczesnych służb mundurowych, którym zależało głównie na statystykach i szybkim efekcie, a nie na wsadzeniu za kratki właściwego człowieka. Podczas gdy milicja posyłała na dołek Bogu ducha winnych mężczyzn, Tuchlin niczym skorpion atakował znienacka kolejne kobiety, ogłuszał je i dokonywał na nich czynności seksualnych, w większości przypadków doprowadzając do śmierci, jak sam potem zapewniał – nie do końca zamierzonej: „Nie przypuszczałem, że od uderzenia młotkiem mogą umrzeć. Ja je tylko ogłuszałem, tak jak świnie się tłucze…”.  Co ciekawe, niespecjalnie zależało mu na zacieraniu śladów ani ukrywaniu ciała ofiary. Ta ostatnia służyła mu wyłącznie do zaspokojenia silnych seksualnych pragnień, nie obchodziło go, czy przeżyje i czy przypadkiem go nie zdemaskuje.  Tym bardziej dziwi i szokuje fakt, że przez tyle lat pozostawał bezkarny. Jak ujawnia Wójcik, milicja już po drugiej zbrodni miała „Skropiona” w swoich rękach (zatrzymano go za inne przestępstwo), niestety nikt nie skojarzył go z brutalnym mordercą kobiet, psychopata zatem wyszedł na wolność.

Na historię zbrodni Tuchlina patrzymy z dwóch perspektyw. Pierwsza to bardzo rzeczowa, szczegółowa opowieść oparta m.in. na relacji ofiar, ich bliskich i milicjantów. Druga to z kolei opowieść mordercy odtworzona na podstawie jego zeznań – wyjątkowo uderzająca i wywołująca ciarki na plecach. Niemalże krok po kroku czytelnik ma okazję prześledzić przygotowania Tuchlina do zbrodni, poczuć emocje, które temu towarzyszyły, a potem być naocznym świadkiem kolejnych morderstw. Bardzo realistyczne opisy autor uzupełnił wycinkami z prasy, zdjęciami z wizji lokalnych, portretami pamięciowymi „Skorpiona”, które potęgują mroczny klimat reportażu i dobitnie uświadamiają czytelnikowi, że to, o czym czyta, wydarzyło się naprawdę. W książce znajdziemy także sporo informacji o śledztwie, zatrzymaniu Tuchlina, a potem procesie. Możemy również co nieco dowiedzieć się o roli, jaką w życiu „Skorpiona” i pośrednio w zbrodniach odegrała Regina Tuchlin, czyli jego żona. Czy to możliwe, że przez tyle lat niczego nie podejrzewała? Przecież z każdej „wyprawy” psychopata przynosił łupy w postaci skradzionej ofiarom biżuterii. Czy gdyby do pewnych spraw Tuchlinowa podchodziła inaczej, tych wszystkich morderstw by nie było? Swoją drogą ten aspekt życiorysu Pawła Tuchlina świetnie nadawałby się na kolejny reportaż.

Jeśli szukacie mrożących krew w żyłach emocji połączonych z rzetelną reporterską robotą, sięgnijcie po „Skorpiona”. Tylko ostrzegam – po tej przerażającej lekturze długo będziecie oglądać się za siebie podczas samotnego spaceru.

Ocena: 10/10

PS Za egzemplarz do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Muza.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *