Szepty z wyspy samotności

Magda Knedler
Wydawnictwo: Mando
Poleca Kasia Sosnowicz

Jak byś żył, wiedząc, że Twoje istnienie zmierza wyłącznie ku śmierci? Że nie ma żadnej przyszłości? Że w końcu przyjdzie taki dzień, gdy z obrzydzeniem spojrzysz w lustrze na zdeformowaną twarz? Czy miałbyś odwagę otworzyć oczy kolejnego poranka, czy wolałabyś już więcej się nie obudzić?

W ręce Mirka, wykładowcy na wydziale filologii klasycznej, wpada dziennik pisany od 1936 roku przez Thimiosa Demetriou – jednego z mieszkańców Spinalongi, wyspy trędowatych. Od tej chwili ta opowieść zaczyna go prześladować. Mężczyzna wyrusza w podróż – nie tylko na Kretę, lecz także w głąb siebie – by poznać prawdę o ludzkiej samotności.

Choć Magda Knedler jest zdecydowanie jedną z moich ukochanych pisarek, długo nie mogłam się wgryźć w opowieść o Spinalondze (a przecież na premierę tej książki czekałam tak bardzo!). Robiłam kilka podejść. Za każdym razem niestety rezygnowałam, ale z przekonaniem, że na pewno dam jeszcze tej powieści szansę. Dziś wiem, że prawdopodobnie trafiła na nieodpowiedni czas w moim życiu. Nie będę też ukrywać, że moim zdaniem początkowe strony są dość ciężkie, chaotyczne, zbyt rozedrgane. Tak jakby Knedler nie do końca komfortowo czuła się w tym temacie. I nagle pstryk! Wszystko wskakuje na odpowiednie tory, historia zaczyna opowiadać się sama, stając się jednym z piękniejszych dowodów na ogromny talent wrocławskiej pisarki. 

W „Szeptach z wyspy samotności” zostały splecione życiorysy osób z różnych pokoleń i zakątków. Na współczesnym biegunie są Mirek i Aga, uwikłani w uczucie dla nich samych niezrozumiałe, poszarpane przez upływ czasu i wydawać by się mogło decyzje nieodwracalne. Po przeciwległej stronie stoją dotknięci trądem mieszkańcy Spinalongi, których poznajemy dzięki zapiskom chorego Thimiosa Demetriou, a także listom Marii Kalfas – trędowatej córki piekarza, którą trawiła nie tylko choroba, lecz także wyrzuty sumienia. Gdzieś pomiędzy nimi tkwi Talos Samaras – najpierw jako niepotrafiący odnaleźć się w rodzinnym domu chłopiec, potem jako artysta, cień człowieka. Wszystkich ich łączy tajemnica, fatum i grzechy przodków, za które płacą kolejne pokolenia.

Historia spisana przez Magdę Knedler to nie jedynie prosta opowieść o Spinalondze, która od lat wzbudza w czytelnikach emocje i wyjątkową ciekawość. To powieść kryjąca wiele interpretacji, dla mnie będąca sumą ludzkich samotności, niekoniecznie determinowanych przez okrutną chorobę i perspektywę życia w zamknięciu. Knedler kolejny raz udowadnia, że samotnym można być także pośród gwaru, radości, lejącego się litrami wina. Czy żyjąc wbrew sobie, raniąc się coraz dotkliwiej, nie stajemy się przypadkiem więźniami na własnej wyspie? Trędowaci na duszy, zdeformowani ciągłą walką, kawałek po kawałku tracimy samych siebie.

To zadziwiające, że chorzy uwięzieni na wyspie chwytali się życia na różne sposoby, co prawda z coraz większym żalem, ale i zachłannością, podczas gdy ci, którzy żyli na wolności, sami sobie zakładali kajdany – czasem tak mocne, że nawet prawdziwa miłość nie była ich w stanie rozerwać. I choć czasy się zmieniły, wciąż każdy ma swoją Spinalongę…   

Bardzo lubię spotkania z prozą Magdy Knedler. Ta zdolna wrocławska pisarka potrafi o rzeczach trudnych, wielowymiarowych pisać w zaskakująco prosty, acz dogłębny sposób, dosłownie, a zarazem metaforycznie, bez zbędnego patosu, ckliwości, a jednak wzbudzając niemałe emocje. Ogrom pracy, którą wkłada w każdą opowieść, widać zarówno w uważnej konstrukcji bohaterów, jak i w niezwykle plastycznych opisach, nawet tak smutnej wyspy jak Spinalonga – samotnia trędowatych. 

Po przeczytaniu „Szeptów…”, jeśli macie na to siłę, obejrzyjcie dwa francuskie filmy: „Kreta bez bogów” (znalazłam go na fanpage’u Moja Kreta, wpis z 5 września 2016 roku), a także „L’ordre” Jeana-Daniela Polleta (na YouTubie). Oba obrazy Knedler przywołuje w powieści. Oba są przeszywające.

Za możliwość przeczytania powieści serdecznie dziękuję Autorce.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *