Izabela M. Krasińska
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Czasem tak bardzo pragniemy życia w kolorowej bańce, że to prawdziwe przechodzi nam koło nosa. Świetnie to widać w najnowszej powieści Izabeli M. Krasińskiej – pisarki, którą właśnie miałam okazję poznać literacko. Aż żałuję, że tak późno!
Misia i Lora to przyjaciółki, które dzieli praktycznie wszystko, łączy zaś wielka potrzeba bliskości, stabilizacji i bycia docenianą. Gdy życie jednej z nich zaczyna się komplikować, ta druga wkracza do akcji. Nie zawsze jednak to, co wygląda na szczerą relację przyjacielską, faktycznie nią jest.

„Ta, która odeszła” Izabeli M. Krasińskiej to powieść, która jest jak rozpędzona kolejka górska – nie wiadomo, co czeka nas za kolejnym zakrętem i jak bardzo wyjdziemy z tej przejażdżki poturbowani. Boleśnie uzmysławia czytelnikowi, jak ulotne i fałszywe może być szczęście, a także, ile cierpienia potrafią fundować sobie nawzajem najbliższe osoby. Jestem pełna podziwu dla autorki, ponieważ udało jej się stworzyć historię bardzo życiową, z intrygującym tłem psychologicznym i dreszczykiem emocji na poziomie dobrych thrillerów z nurtu domestic noir. Zaskakujące zwroty akcji i nieoczywiste relacje między poszczególnymi bohaterami podkręcają mroczną atmosferę i nie pozwalają oderwać się od lektury. Miażdżące zakończenie zaś jest wisienką na torcie.
Krasińska w swojej najnowszej powieści świetnie zestawiła dwie skrajnie różne postaci kobiece: rodzinną i spełnioną Dominikę oraz zdesperowaną, wielokrotnie skrzywdzoną przez los Eleonorę. Gdy bliżej przyjrzymy się każdej z nich, odkryjemy okrutną prawdę, która oblepia obie kobiety, zasycha na nich niczym błoto, tworząc skorupę z fałszywych gestów, pozornie czułych słów i kłamstw prowadzących do zguby.
W tej powieści niemalże wszystko jest czym innym, niż się wydaje. Krasińska perfekcyjnie myli tropy, z wprawą zawodowca bawi się z czytelnikiem i wyciąga na światło dzienne kolejne mroczne tajemnice. Nie zapomina jednak o podkreśleniu wagi problemów, które trapią głównych bohaterów. Na tapet bierze między innymi trudne dzieciństwo, toksyczną przyjaźń, desperackie pragnienie akceptacji przez grupę rówieśniczą, traumatyczne doświadczenia macierzyńskie, a także problemy małżeńskie, o których zazwyczaj nie mówi się głośno. Z kart „Tej, która odeszła” wyziera moralna zgnilizna, ale tak wiarygodnie uzasadniona, że bywają momenty, iż żal nam nawet postaci wyrachowanych i zepsutych do szpiku kości. Zdajemy sobie bowiem sprawę, że zło ma tutaj mocne korzenie, kiełkuje powoli, syci się obojętnością i odrzuceniem, by wreszcie zakwitnąć pełnią najciemniejszych barw.
Jeśli szukacie powieści, która skłoni Was do refleksji nad przewrotnością ludzkiego losu, a jednocześnie będzie dobrą literacką rozrywką, sięgnijcie po „Tę, która odeszła”. Jestem przekonana, że dacie się jej porwać tak jak ja.
Za polecenie mi tej powieści serdecznie dziękuję Kasi z Bloga pod Małym Aniołem.