Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona
Poleca Kasia Sosnowicz
Uwielbiany przeze mnie komisarz Bernard Gross powrócił z kolejną zagadką. Ależ to był smakowity kąsek!
W upalny sierpniowy dzień komisarz Bernard Gross zostaje wezwany do dziwnego znaleziska niedaleko jeziora. Na miejscu zastaje pusty namiot z wyraźnymi śladami zbrodni – niestety, ciała oraz narzędzia brak. Czy faktycznie doszło tu do morderstwa? A może intuicja tym razem źle podpowiada Grossowi? Przed komisarzem śledztwo pełne znaków zapytania, które odsłoni mroczne tajemnice z przeszłości.
Twórczość Roberta Małeckiego śledzę od pierwszej powieści („Najgorsze dopiero nadejdzie”) i wciąż jestem pod wrażeniem jego talentu oraz ogromnej pracy, którą wkłada w doskonalenie warsztatu. Po bardzo wciągającej „Skazie”, czyli pierwszej części z Grossem (tu), która na tegorocznej Kryminalnej Pile została uznana za najlepszy polski kryminał miejski 2018 roku, wiedziałam, że tego pisarza na wiele jeszcze stać. I ani trochę się nie pomyliłam. „Wada” to kryminał, który fabułą porywa od pierwszej strony, a im bliżej końca, tym bardziej jest nieodkładalny. Choć zamierzałam smakować go co najmniej kilka dni, ostatecznie pochłonęłam go w weekend.
Małecki ma wyjątkową umiejętność wciągania czytelnika w wymyśloną intrygę. Nawet gdy pisze o mało znaczącym zdarzeniu, robi to w taki sposób, by jak najbardziej pobudzić naszą wyobraźnię i zaostrzyć apetyt na to, co za chwilę się stanie. W „Wadzie” nie brakuje napięcia, dusznej i przeszywającej atmosfery, ciekawych zwrotów akcji, przeszłości przenikającej się z tym co tu i teraz, a także wielowymiarowego spojrzenia na ludzkie rozterki i dramaty. I jeszcze zupełnie nieprzewidywalnego zakończenia, które jest doskonałym zwieńczeniem tej arcywciągającej historii.
W centrum wydarzeń jest nieustępliwy komisarz Bernard Gross – postać nietuzinkowa, ze sporym bagażem doświadczeń i wyjątkowym nosem do zagadek kryminalnych. Swoje ma za uszami, nie zawsze dokonuje słusznych wyborów, czasem miota się pomiędzy prawdami i szarpie sam ze sobą, ale to te ułomności właśnie sprawiają, że od początku czujemy do niego sympatię i kibicujemy mu w zawodowych oraz prywatnych zmaganiach. I tym razem Małecki go nie oszczędza – rzuca w wir niejednoznacznych zależności, znowu każe walczyć z osobistymi demonami, poddaje próbom, z których niejeden wyszedłby z podkulonym ogonem. Ale nie Gross! On do cieniarzy nie należy, nawet jeśli czasem zdarza mu się stracić wiarę w siebie i sens tego, co robi na co dzień. To naprawdę jeden z moich ulubionych męskich bohaterów – facet, za którego szorstkością i wewnętrznym smutkiem już cholernie tęsknię, choć od skończenia przeze mnie lektury minęło zaledwie kilka dni.
Jeśli szukacie doskonałej kryminalnej rozrywki, sięgnijcie po „Wadę” – nie zawiedziecie się.
Ocena: 10/10
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Autorowi oraz wydawnictwu Czwarta Strona.