Robert Małecki
Wydawnictwo: Czwarta Strona Kryminału 2022
Po trzymających wysoki poziom trzech tomach kryminalnej serii z komisarzem Bernardem Grossem Robert Małecki regularnie serwuje nam thrillery. Nie mnie oceniać, czy to faktycznie właściwy kierunek, wiem jednak, że z każdą kolejną tego typu powieścią oczekuję od toruńskiego pisarza więcej i jeszcze więcej.
Była policjantka Julia Karlińska, nazywana Karlą, wciąż nie może się uporać z tragiczną śmiercią męża. Śledztwo w sprawie wypadku zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawcy, co jeszcze bardziej ją przytłacza i nie pozwala ruszyć dalej. Jak się okazuje, kobiecie nie będzie dane zaznać spokoju. Gdy morderstwo jednego z nauczycieli popularnego „medyka” zostanie powiązane z zaginięciem syna Karli, rodzinne tajemnice zaczną wyrastać jak grzyby po deszczu. Julii po raz kolejny przyjdzie się zmierzyć z traumą, która zostawi trwały ślad na jej życiorysie.
Na początku muszę się Wam do czegoś przyznać. Tę recenzję okupiłam bólem brzucha i zgryzotą, bo Roberta Małeckiego bardzo cenię – zarówno jako pisarza, jak i po prostu dobrego, zawsze życzliwego człowieka. Wiem jednak, że nie mogłabym tutaj z uśmiechem udawać, że tym razem też jestem zachwycona. Poza tym Robert nie jest tym typem twórcy, który za wszelką cenę chce opływać lukrem. Doskonale radzi sobie z niezadowoleniem czytelników, nie obraża się na śmierć, ponieważ jest świadomy (ale tak naprawdę!), że różne rzeczy mogą się różnym ludziom podobać lub nie.
„Wstyd” mogłabym odebrać jako przyzwoity thriller, gdyby jego autorem nie był ten, który narobił mi ogromnego apetytu swoimi poprzednimi powieściami. Tylko wówczas byłabym w stanie przymknąć oko na zdecydowanie przekombinowane zakończenie, prawie brak typowego dla Małeckiego elektryzującego napięcia oraz zbyt lekko potraktowany, w moim odczuciu, rys psychologiczny postaci (mimo że jestem matką, nie potrafiłam być z Karlą w jej tragedii na sto procent). Podczas lektury nieustannie miałam wrażenie, że toruński pisarz nie darzy tej historii szczególną sympatią, co i mnie się udzieliło (być może niesłusznie). Dlatego wybacz, Mistrzu, ale tym razem muszę być paskudną marudą.
Oczywiście to nie znaczy, że ta powieść nie ma żadnych zalet – godne podkreślenia są przynajmniej dwie, na które akurat zawsze zwracam uwagę. Po pierwsze, język – jak zawsze u Małeckiego giętki, rytmiczny, nienapuszony, pozwalający stworzyć dynamiczne opisy i wiarygodne dialogi, dzięki czemu „Wstyd” czyta się bez zgrzytania zębami. Po drugie, temat przewodni (nie będę zdradzać jaki, ponieważ dopiero w połowie powieści pewne fakty wychodzą na jaw) – bardzo istotny, dla wielu nawet najważniejszy w życiu, choć w mojej opinii podany w kilku miejscach zbyt „poradnikowo”, ze względu jednak na jego ciężar emocjonalny jestem to w stanie autorowi wybaczyć. Naprawdę wierzę, że są czytelnicy, którym to wystarczy (czytałam o „Wstydzie” mnóstwo pochlebnych opinii), jednak od ojca komisarza Grossa oczekuję perfekcji i efektu wow na każdym poziomie literackiej kreacji, bo do tego przez lata mnie przyzwyczaił. Nic na to nie poradzę!
Wiem, że Małecki ma czytelnikom wiele do zaoferowania, że w pisanie wkłada mnóstwo energii i serca, że nieustająco ciężko pracuje, by rozwijać swój talent. Dlatego z niecierpliwością i nadzieją będę wypatrywać kolejnej powieści.
Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.