Joël Dicker
Tłumaczenie: Oskar Hedemann
Wydawnictwo Albatros 2022
„Zaginięcie Stephanie Mailer” to świetny kryminał, ale zdecydowanie skierowany do czytelników cierpliwych, potrafiących docenić żmudną pracę pisarza. Na prawie siedmiuset stronach toczy się bardzo drobiazgowe śledztwo o klimacie wciągającym jak mrok.
Kiedy człowiek zabije raz, może zabić dwa razy. A kiedy zabije dwa razy, może zabić choćby całą ludzkość. Nie ma już wtedy żadnych hamulców.
Na chwilę przed odejściem z policji do detektywa Jessego Rosenberga zwraca się dziennikarka Stephanie Mailer z informacją, że jej zdaniem dwadzieścia lat wcześniej doszło do tragicznej pomyłki i skazania za poczwórne morderstwo niewłaściwego człowieka. Zastrzeleni zostali wówczas burmistrz miasta Orphea wraz z żoną i synem oraz przypadkowa kobieta. Kilka dni po tych rewelacjach dziennikarka znika. Rosenberg wraz z dawnym partnerem rozpoczyna intensywne śledztwo, które odkryje przed nim przerażające tajemnice z przeszłości.
„Zaginięcie Stephanie Mailer” Joëla Dickera nie spodoba się czytelnikom, którzy lubią fabuły szybkie i łatwe w odbiorze. Przy lekturze powieści szwajcarskiego pisarza trzeba się skupić, by móc się delektować wymyśloną przez niego zawiłą, acz moim zdaniem genialną intrygą. Dicker kocha szczegóły niczym Orzeszkowa opisy przyrody – każdą okoliczność rozkłada na czynniki pierwsze, zagląda we wszystkie zakamarki, tak jakby chciał się upewnić, że czytelnika ani na chwilę nie ogarną żadne wątpliwości, że będzie podążał dokładnie wytyczoną przez autora ścieżką. Na początku może to sprawiać w odbiorze powieści niewielkie kłopoty, gdy jednak przejdziecie magiczną setną stronę, jest duża szansa, że pełni emocji dokończycie tę imponującą cegiełkę.
Dicker za pomocą detali świetnie buduje nastrój grozy i z ogromną wprawą łączy przeszłość z teraźniejszością. Tylko pisarz z wielkim umysłem jest w stanie zapanować nad tak poplątaną fabułą i tyloma bohaterami. Nie wierzcie tym, którzy piszą, że postaci u Dickera jest zbyt wiele i że niektóre pojawiają się nie wiadomo po co. Otóż każda z nich ma w tej fabule do odegrania swoją rolę i jeśli uważnie śledzimy akcję, jesteśmy w stanie skojarzyć wszystkie fakty i dostrzec niuanse. Jedyna rzecz, do której muszę się przyczepić, to zbyt wiele dziwnych zabiegów okoliczności dotyczących morderstwa sprzed dwudziestu lat, które wtedy pozostały niezauważone przez śledczych, a teraz nagle zaczęły wypływać z wyjątkową intensywnością. Jestem jednak w stanie zrozumieć, że tak to sobie Dicker wymyślił i bez tego być może nie byłoby możliwe połączenie tak odległych czasowo spraw.
„Zaginięcie Stephanie Mailer” to nie tylko wciągający kryminał, lecz także wiernie oddany obraz społeczności niewielkiego miasteczka skrywającej szereg mrocznych tajemnic. Dickerowi udało się stworzyć plejadę bardzo interesujących i niezwykle barwnych postaci. Grzechy i grzeszki, które mają na sumieniu, a które stopniowo wypływają wraz z rozwojem fabuły, sprawiają, że właściwie każdy staje się podejrzany, a nasze typy co do mordercy zmieniają się jak w kalejdoskopie. I to w tej historii jest najfajniejsze!
Zdecydowanie polecam, choć ostrzegam: to nie jest powieść dla wszystkich. Od dziś Dicker będzie zajmował szczególne miejsce w mojej kryminalnej biblioteczce.
Uwielbiam tę powieść!
Za egzemplarz serdecznie dziękuję Wydawnictwu Albatros.