Życie Violette

Valérie Perrin
Tłumaczenie: Wojciech Gilewski
Wydawnictwo Albatros 2022

Choć akcja tej powieści w dużej mierze toczy się na cmentarzu, próżno by szukać historii, która mocniej niż „Życie Violette” dotykałaby życia właśnie.

Księga życia to najważniejsza księga, której nie można ani zamknąć, ani otworzyć, kiedy się chce; chciałoby się wrócić do ulubionych fragmentów, a tu pod palcami już pojawia się strona, na której przychodzi śmierć.

Violette jest dozorczynią cmentarza. W maleńkiej stróżówce prowadzi życie spokojne, ale pełne bolesnych wspomnień. Karmi koty, hoduje kwiaty, robi zapiski z pogrzebów, a gdy trzeba – leczy zranione dusze. I wciąż walczy o siebie. Bo nawet w najmroczniejszym i najsmutniejszym miejscu na świecie można prawdziwie rozkwitnąć.

Co ciekawego i budującego może się dziać na cmentarzu, na którym życie dawno przecież umarło, a jego jedynymi gośćmi są przepełnieni tęsknotą żałobnicy i bezpańskie koty? Velérie Perrin moim zdaniem dokonała w tej kwestii cudu. Tchnęła ducha w każdą nagrobną płytę, odświeżyła literkę po literce na pokrytej patyną steli, oddała głos tym, którzy zamilkli na wieki.

„Życie Violette” to opowieść o trudach egzystencji i ciągłym podnoszeniu się z kolan. Dotykająca bardzo bolesnych spraw, ale będąca jednocześnie plastrem na rany, które wciąż nie potrafią się zabliźnić. Violette doświadczyła w życiu kilku naprawdę ciężkich chwil. Jej pozbawione miłości dzieciństwo zaowocowało serią tragicznych wyborów, z których nie mogła się później wycofać. Desperacko szukając bliskości, skazała samą siebie. A im głośniej tykał jej biologiczny zegar, tym bardziej oplatał ją sznur z pogardy, odrzucenia, bycia zawsze jedynie w tle. Dopiero praca cmentarnej stróżki paradoksalnie tchnęła w nią życie. To właśnie tam odnalazła sens istnienia…

Perrin ma wielki talent do snucia opowieści, do grzebania w ludzkiej psychice i rozkładania na czynniki pierwsze wszystkich znaczeń. Co prawda pod koniec powieści wałkowanie pewnego tematu trochę mnie umęczyło, gdy jednak poznałam finał tej historii, zrozumiałam, że to też było po coś. Bo w tej powieści nie ma przypadkowych słów czy zdarzeń. Wszystko układa się w poruszającą sieć zależności człowieka od człowieka i człowieka od natury. 

Jeśli tak szybko przechodzimy przez życie, to chociaż siejmy po drodze kwiaty. I „Życie Violette” właśnie jest takim kwiatem. Myślę, że ta opowieść ma szansę podźwignąć Cię z niemocy, dać nadzieję, wskazać kierunek, dodać siły. Jeśli jesteś w nie najlepszym momencie swojego życia, spróbuj się z nią zaprzyjaźnić. Jest ryzyko, że wylejesz przy niej morze łez, ale wyjdziesz oczyszczony po czubki palców.

Cudna powieść!

Za egzemplarz serdecznie dziękuję wydawnictwu Albatros.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *